Nie znoszę podejścia projektu #LLVM do wydań.
Pokrótce, LLVM staje się coraz bardziej krytycznym elementem infrastruktury współczesnego oprogramowania, a przy tym:
1. Zawiera wyjątkowo niestabilne komponenty, które okresowo wymagają poprawek (np. sanitizery).
2. Każde główne wydanie wprowadza liczne zmiany API.
3. Każde główne wydanie jest wspierane, z grubsza, przez 4 miesiące.
W praktyce, tylko najbardziej aktywne projekty są aktualizowane do zgodności z nowymi wersjami LLVM. Cała reszta przechodzi dopiero po tym, jak stają się one praktycznie "EOL" (tyle że oficjalnie nie mówimy o "końcu życia", bo to byłoby niefajne). A zapewnienie wsparcia dla wcześniejszych wersji spada na dystrybucje. Dziś #Gentoo wspiera cztery takie "EOL-e", cofając się do LLVM 15 (dopiero co, ktoś zażyczył sobie przywrócenia 14-stki, pod Haskella). A do tego dochodzi wnioskowanie o przenoszenie poprawek z głównej gałęzi do 19-stki, żebyśmy nie musieli jej łatać od samego początku. No i testowanie głównej gałęzi co tydzień, żeby po wyodrębnieniu 20-stki nagle nie okazało się, że mamy kupę regresji do naprawienia na głównej gałęzi, a następnie kupę poprawek do skopiowania do 20-stki.
No ale czego można było spodziewać się po korporacyjnym #OpenSource? Ładują kupę pieniędzy w masową produkcję kodu na ich własne, egoistyczne potrzeby, i nie obchodzi ich szersza perspektywa. A następnie wolontariusze muszą męczyć się, by ukulać powstałego babola w coś stabilnego, i zapewnić wsparcie.